Jak już wiele razy mówiłem, z mojego wyjazdu do Szwecji na Ultravasan90 jestem zadowolony. Oczywiście marzyło mi się lepsze miejsce, chciałem być na pudle, ale jechałem tam też po doświadczenie. Pierwszy raz biegłem ultra trailowe i chciałem sprawdzić jak poradzę sobie w takim terenie na tle naprawdę dobrych biegaczy. I rzeczywiście największą wartością tego wyjazdu było doświadczenie, jakie udało mi się zebrać w Szwecji. I olbrzymia dawka motywacji, z jaką wróciłem do Polski.
Jeszcze zniam zacznę moją liste, chcę zaznaczyć, że na jej podstawie chcę się doskonalić. To nie jest tak, że nie umiem zbiegać, pić na trasie czy jestem gruby :) Zwyczajnie szukam miejsc, gdzie mogę jeszcze coś ugrać, zyskać przewagę na konkurentami na trasie. No to zaczynamy.
- Muszę popracować nad zbiegami. Zbiegam całkiem dobrze. Natomiast nie starczyło mi sił na 90 kilometrów trasy. W decydujących momentach, kiedy biegłem ze Szwedem, bez problemu trzymałem się go na podbiegach. Jednak on cały czas zbiegał pięknie technicznie, szybko, puszczał nogę. Ja miałem już tak obolałe mięśnie czworogłowe, że przychodziło mi to z wielkim trudem, a przede wszystkim z wielkim bólem. Na pewno tutaj mam wiele do ugrania. Reasumując, nie tyle muszę pracować nad zbiegami co nad siłą mięśnie czworogłowych, która pozwoli mi zbiegać i zbiegać i zbiegać…
- Muszę ogarnąć picie na trasie. Staram się łapać te kubki, ale ja piję mało, dużo za mało. Dużo biegaczy, w tym Ci najlepsi, biegają z małymi bidonami w dłoniach. Myślę nad tym. Ale przede wszystkim muszę się skupić na tym, żeby pić dużo na treningach. Mój organizm musi to przyswajać, radzić sobie z taką ilością płynów. Później rozmawiając z Patrickiem Reaganem, który skończył na drugim miejscu, wyszło, że wypił co najmniej 3 razy więcej na trasie niż ja.
- Muszę zacząć trenować w trailowych butach. Oczywiście w tym momencie po raz kolejny powiem, że but startowy nie miał wpływu na wynik w tym biegu. Nie ślizgałem się, utrzymywałem rytm i trzymałem się z najlepszymi. Czekałem na ostatni kilometr, który był po asfalcie :D Ale tak serio, największym problemem były ostre kamyki, kamienie, żwir. To zwyczajnie bolało. Zdawałem sobie sprawę, że mogę mieć z tym problem, ale już tak zupełnie otwarcie. Sami wiecie, że od niedawna biegam w NB. Nigdy nie biegałem w bucie trailowym i zwyczajnie nie zaryzykowałbym założenie takiego na 90 kilometrów biegu, nawet gdybym sobie kilka rozbiegań w nim zrobił. Koniec i kropka. Nie ma co ciągnąć tematu.
- Dobrze biegam odcinki techniczne. Tego bałem się najbardziej i przed biegiem mówiłem sobie „oby do 47 kilometra”, bo właśnie tam kończyły się techniczne odcinki. No i te techniczne poszły mi najlepiej. Może to wpływ tego, że całe dzieciństwo spędziłem na grach zespołowych, ale radziłem sobie naprawdę dobrze. I to w tych szosówkach, w których skacząc z kamienia na kamień przy tempie < 4:00 min/km serce na chwilę stawało, ale zawsze dobrze się to kończyło.
- Muszę schudnąć. Wszyscy mi mówię, że wyglądam przed startem jak chucherko. Po biegu śmiali się ze mnie, że wyglądam jakbym z ciężarkami trenował :) Czołówka jest bardzo lekka. Ja przy swoim 174 warzyłem 66-67 kilogramów. To wcale nie mało, i żeby w pełni wykorzystać potencjał, muszę na starcie warzyć jakieś 64 kilogramy. Dziś zaczynam walkę… ;)
- Muszę poprawić odżywianie przed biegiem. Byliśmy w hotelu, oczywiście odżywiałem się pod kątem zawodów, ale jednak jadłem inaczej niż przed większością biegów. Jednak najlepiej na mnie działa lekka dieta i wolę unikać ładowania węgli do tego stopnia, że wypływają uszami. Muszę czuć się lekki, cały czas.
- Rozciąganie, roller, rozciąganie, roller. Już nie ma przebacz, następne poważne zawody biegną już dobrze rozciągnięty i „wyrolowany” :) To ma bardzo duże znaczenie, lekkość biegu, lekkość zbiegów, zmiana kierunków, rytmu, zakres ruchów. Jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało, ale uważam, że miało duży wpływ na zmęczenie mięśni w ostatnim fragmencie trasy.
- Zawsze biegnij swoje. Na szosie idzie jak po sznurku, tutaj ciągle się coś zmienia. Trzeba biec swoje. Nie oglądać się na rywali. Mają kryzysy, wracają do walki, zatrzymują się i raptem pędzą na złamanie karku. Trzeba cały czas zachować spokój i biec najlepiej jak się da. Niech rywale będą jakimś odnośnikiem, ale skup się na sobie. Tempie, rytmie, zmęczeniu.
- Nie zaczynaj za szybko. Śmieszne, że pisze to ja, jednocześnie całe życie starając się przemówić do rozsądku wszystkim biegaczom. Pierwsze 5 kilometrów było bardzo intensywne. I tak odpuściłem, biegłem z tyłu, ale wiedziałem, że biegnę za szybko. Nie wiedziałem, czy to nie mój dzień. Czy organizm się jeszcze nie obudził. A może jestem zwyczajnie za słaby. Gonić, mocno odpuścić? Z perspektywy czasu pobiegłbym wolniej, stracił jeszcze minutę, którą bez problemu odrobiłbym w drugiej części dystansu. Powinienem zaufać sobie i pulsometrowi.
- Bądź gotowy na wszystko. Opady były zapowiadane, ale przelotne. Kto by pomyślał, że drogi po których biegliśmy zmienią się w rwące strumienie. Psychicznie miałem dość, nie tego się spodziewałem. Jak było źle niech świadczy fakt, że Giorgio zwyczajnie wyziębił organizm i musiał zatrzymywać się w namiotach, żeby w ogóle wrócić na trasę w kurtce i po ogrzaniu ciała. Fizycznie ja sobie z tym radziłem. Przez 20 kilometrów miałem takiego psychicznego doła, że naprawdę nie miałem ochoty kończyć tego biegu. Dlatego zakładaj najgorsze.
Mógłbym tak wymieniać dalej, ale to chyba takie podstawowe rzeczy, których się tam nauczyłem. Teraz trzeba tą wiedzę przerodzić w praktykę i wziąć się do roboty. A to już nie przychodzi tak łatwo jak pisanie :D
PS – na zdjęciu Elov, zwycięzca biegu na ok. 9 kilometrze. Jedyny płaski kilometr trasy. Widać, że bieganie z bidonkiem. Za nim grupa pościgowa, ale mnie w niej nie ma. Za to jestem na zdjęciu, jeden piksel, ale się załapałem ;)