Zaczęło się znowu robić zimno. Bardzo zimno. Rano już wszędzie zamarznięte kałuże, wieje zimny wiatr, pada nawet jakiś śnieg. Tragedia. A na facebooku wszyscy się zachwycają. Wszędzie widzę obrazki z podpisami, jak to super biegać w zimnie. Pokonywać kilometry po śniegu. Walczyć z wiatrem, lodem. Wy tak na serio? Bieganie zimą ma być fajne?
No bo kurczę, co jest fajnego w bieganiu w takiej pogodzie? Pytam poważnie. Bo może macie jakieś patenty, których ja nie znam. A u mnie to jest droga przez mękę. Weźmy np. moje dzisiejsze bieganie. Wracam z pracy, przemarzłem tak, że w ogóle mi się nie chciało wychodzić. Chyba 30 minut się zbierałem. W końcu się ubrałem, grubo. Dres, grube skarpety, bielizna termiczna, koszulka, kurtka, czapka, rękawiczki. W lato już bym pewnie 5 kilometrów przebiegł. Jeszcze poczekałem 10 minut żeby się trochę ogrzać i jazda.
Zimno mi w stopy, zanim się rozgrzały to już byłem w połowie biegu. Ręce cały czas zaciśnięte w pięści. Zimno mi po uszach. Marzną uda. W dodatku wieje jakieś zimne cholerstwo i marznie mi cała twarz. Bo oczywiście musi wiać z przodu. I to wszystko przy raptem -2 stopniach. Bez opadów śniegu, po czystym asfalcie. A co będzie później. W ogóle nie chcę o tym myśleć. Chcę biegać w cieple. Chcę słońca! I nie tylko wtedy jak siedzę w pracy. Nie chcę biegać przed wschodem i po zachodzie słońca. Nie chcę skakać rano po śniegu, zanim jeszcze pługi wyjadą na drogę. No bo co w tym fajnego? Ja to widzę tak:
1) Nagatywy
- Zimno, we wszystko zimno. Mięśnie zimne, ciężko się biega.
- Gruba warstwa śniegu uniemożliwia normalne bieganie.
- Ciągle ciemno!
- Lód, ślisko. Można zaliczyć kilka ładnych gleb.
- Nie pobiegam po lesie bo śnieg albo błoto. No i oczywiście ciemno… Ciągle asfalt i asfalt. I tak do kwietnia.
- Ubieram się 15 minut, potem to wszystko prać, suszyć…
- Nie mam jak się rozciągać, robić ćwiczeń. Pozostaje tylko siłownia albo w domu
2) Pozytywy
- Brak
- No może czasem widoki. Ale tylko w weekend jak biegam po lesie.
Naprawdę, ja nie widzę żadnych. Może przylansowanie się w nowych super ciuszkach. Jak znacie jakieś to proszę podajcie mi je, może uda mi się zrozumieć zachwyt grupy biegaczy nad śniegiem, zimnem i męczarniami, które nas wszystkich czekają :) Tylko błagam, nie piszcie mi nic o robieniu siły biegowej na śniegu.
PS – Oczywiście umyślnie trochę koloryzuję, ale pytam poważnie. Co jest fajnego w bieganiu zimą? :)
PPS – Powyższy tekst powstał trzy lata temu. Czy od tego czasu coś się zmieniło? Niewiele. Dalej nie znoszę zimy w mieście. Zwyczajnie odliczam dni i godziny do wiosny. Zmieniłem zdanie co do biegania zimą poza miastem. Obecnie uwielbiam jechać np. do Krasnopola na Suwalszczyznę i tam pokonywać kolejne kilometry kiedy w koło am tylko śnieg, przyrodę i zupełną ciszę. Ten śnieg skrzypiący pod stopami, słońce na niebie i para wydobywająca się z ust. Można się wkręcić. Taką zimę lubię. Tej miastowej? Ani trochę!