Jak już wczoraj pisałem, i jak na pewno zauważyliście, pusto było u mnie strasznie. Trochę zaniedbałem bloga, FB, Instagram. Ale nie wynikało to z faktu, że zaszyłem się gdzieś jak Rocky przed walką z Ivanem Drago i ostro trenowałem bez dostępu do cywilizacji. Niestety bieganie również sobie odpuściłem.
Nie wiem czy wynikało to z faktu zmęczenia materiału, zmęczenia psychicznego, natłoku obowiązków służbowych czy przeprowadzki. Chyba wszystko po trochu i razem mnie to przerosło. Po całym dniu kompletnie nie miałem ochoty na trening. Nie tylko nie było radości, wręcz niechęć i wstręt do postawienia kolejnego kroku. Do tego cały tydzień padał deszcz, co nie pomagało mi w wyjściu na bieganie.
Niektórzy w takich chwilach sięgają po różnego rodzaju używki. Ja sięgnąłem po słodycze. Na Agrykoli zamiast kręcić kolejne kółka to wcinałem kolejne kawałki ciasta drożdżowego. W środę zrobiłem 3 km z grupą treningową. W czwartek w końcu jeden trening, 10 km z Hubertem po Łazienkach (nawet mi się chciało) i kilka km z grupą.
Planowałem pobiegać w weekend. Niestety przeprowadzka i związane z nią obowiązki mnie przerosły. I tak jak usiadłem w sobotę rano z wkrętarką w ręku, tak porzuciłem ją w niedzielę późnym wieczorem. Na pocieszenie po sklepach przeszedłem pewnie dystans maratonu, więc zachowałem trochę aktywności.
Jak by nie było cały weekend kompletnie odpuściłem. Na szczęście przyszedł poniedziałek i przyszło odrodzenie. Poszedłem biegać, zrobiłem 20 km w całkiem dobrym tempie, bo 4:10 min/km. A był to cały czas pierwszy zakres. I tak sobie teraz myślę, może ta przerwa była mi potrzebna. Z jednej strony w żadnym wypadku tego nie usprawiedliwiam, bo wiem, że jak bym był w gazie treningowym to wstałbym o 5 rano i bez problemy zrobił trening. I w ten sposób później robi się wyniki na zawodach. Łatwo jest odpuścić, trudno wcisnąć gdzieś trening w natłoku obowiązków. Ale z doświadczenia wiem, że zawsze można coś wcisnąć.
Z drugiej strony, może głowa odpoczęła i teraz będę mógł spokojnie przygotowywać się pod kolejne starty. Może ogólne zmęczenie organizmy zapowiadało problemy związane z kontuzjami, a dzięki przerwie odpocząłem i odpukać, nic mi się nie przytrafi. Nigdy nie wiadomo, mam nadzieje, że wyjdzie mi to na dobre, chociaż zły na siebie jestem strasznie.
I tak kończąc już te smęty, o ile nie zachęcam nikogo to brania sobie wolnego od biegania, bo z doświadczenia wiem, że lepiej biegać mało, lekko, ale jednak biegać jeżeli nic nam nie dokucza, to czasem taka przerwa może nam wyjść na dobre. Zadziwiające jest, że to wśród amatorów panuje często taki strach przed wolnym. Bo o ile wolne z lenistwa nie jest wskazane, to gdy nas coś boli, dokucza, źle się czujemy, to te dwa, trzy dni czy nawet tydzień wolnego nie zrobi nam żadnej różnicy (o ile to nie będzie cykliczne). Ale to już temat na kolejny wpis. A ja tymczasem kończę kawę i wracam na biegowa szlaki!