Reggae Marathon 2015 – Relacja, część pierwsza.

Reggae Marathon

Przeważnie relacje z maratonu piszę na wieczór po biegu. Jeszcze pełne emocji, kiedy pamiętam każdy kilometr biegu. Tym razem minęło 10 dni. Niestety po biegu nie miałem możliwości napisać relacji, a później, szczerze, miałem ochotę odpocząć. Jednak spokojnie, Reggae Marathon to bieg, który w najdrobniejszych szczegółach zapamiętam do końca życia. Dlatego relacja, pomimo, że tak późna, na pewno nie straci nic na jakości.

Tak naprawdę cała impreza zaczyna się w czwartek. Jeszcze na spokojnie, otwarte jest tylko biuro zawodów, i to krótko. Biuro składa się z kilku namiotów, obok gra muzyka z podstawionego busa. Skromnie, nie ma tłumów. Odbieramy nasze pakiety. Dziwne, bo nawet nikt nie sprawdza żadnych dokumentów. Dostaję numer, dwa kupony na piwo, fajną bawełnianą koszulkę, wejściówkę na Pasta Party, wodę, orzeszki, kilka naklejek i środek na komary. Jak się później okazało, środek na komary był najwartościowszym dodatkiem do numeru startowego :) Wszystko to w cenie 100$, bo tyle kosztuje pakiet startowy.

Jamajskie śniadanie przed startem
Jamajskie śniadanie przed startem

W piątek wieczorem ruszyliśmy na „World’s Best” Pasta Party. Dlaczego jest The Best już pisałem w oddzielnym poście. Niesamowita atmosfera, wyborne jedzenie, kilkanaście rodzajów makaronu, świetne występy. Zaczęło się naprawdę niesamowicie, już nie mogliśmy doczekać się biegu. Wróciliśmy do hotelu, przygotowaliśmy wszystko na start i szybko położyliśmy się spać. Pobudka zaplanowana na 2:15 w nocy. Zostało nam 5 godzin snu.

Wolne miejsce w busie, na Jamajce to się nie zdarza normalnie :)
Wolne miejsce w busie, na Jamajce to się nie zdarza normalnie :)

Na szczęście wstaliśmy dość szybko. Jednak atmosfera startu dość szybko zrywa z nóg. W Polsce było kilka minut po 8 rano, my jeszcze się nie przestawiliśmy w pełni na miejscowy czas, więc nie było problemu. Zjadłem śniadanie. Jakieś wafle ryżowe z miodem, banana oraz pół batona Chia Charge. Niestety nie miałem jak zrobić sobie kawy, cierpiałem :) Już gotowi i spakowani ruszyliśmy na start. Wzdłuż promenady na której odbywa się bieg co chwila jeździły busy, które transportowały biegaczy na start. Po 10 minutach już byliśmy na miejscu. Kilka fotek, oddaliśmy worek do depozytu i powoli myśleliśmy o rozgrzewce.

Ludzie dopiero się zbierają, nie ma kolejek do depozytów
Ludzie dopiero się zbierają, nie ma kolejek do depozytów

Ale zanim przejdę do rozgrzewki, muszę nakreślić Wam, jak wyglądają zawodnicy biorący udział w tych zawodach. Mamy bardzo dużo reprezentantów różnych szkół z Jamajki, oni przeważnie biegną na 10 km. Półmaraton to waga ciężka, często 100 kg i lepiej. Połowa nawet nie starała się biec i od początku spokojnie maszerowała. Była i pani w zbroi ortopedycznej na cały kręgosłup i koleś, który biegł w samych szortach, wyglądał jak wyrzeźbiony a rozgrzewał się jak Szchwarzenegger na pokazie kulturystycznym. Dużo, bardzo dużo obcokrajowców.

reggae_marathon_relacja_2

Bardzo liczna grupa Polaków (Jamajczycy śmiali się, że to inwazja). I trzeba tutaj sobie powiedzieć, że ten bieg to przede wszystkim zabawa. I tak należy go traktować. Jest grupa, która prze do przodu. Są setki biegaczy, którzy biegną albo idą z telefonem, robią sobie selfie co milę i zatrzymuję się zapalić skręta. Taki urok Reggae Marathon, i tworzy to niepowtarzalną atmosferą na starcie.

IMG_8218

No właśnie, wróćmy do startu. Zrobiliśmy rozgrzewkę, dwa kilometry, spociłem się jakbym kończył bieg w Warszawie. Było 6 minut do startu. Pobiegłem ustawić się w pierwszej linii, myślałem, że będzie pusto. A takiego tłumy w życiu nie widziałem. Nie przewidziałem faktu, że będą tam setki młodych chłopaków ścigających się na dystansie 10 kilometrów. Stanąłem gdzieś z boku, w trzecim rzędzie. Miałem ze sobą dwa żele i UWAGA okulary przeciwsłoneczne. Firma Shamir zaproponowała mi wykonanie sportowych szkieł korekcyjnych do wybranych przeze mnie oprawek. Natychmiast wybrałem Oakleya, okulary spisywały się znakomicie. Może nie mam dużej wady, ale już moje 0.5 robi różnicę i w okularach widzę naprawdę wyraźniej. Tylko, że, moja mała nierozumna główka (jak nazywa ją Kasia) nie ogarnęła, że połowa biegu odbywa się po ciemku. W efekcie nie widziałem nic i 30 kilometrów przebiegłem z okularami w ręku :D

Nie wcisnął bym tam igły...
Nie wcisnął bym tam igły…

Start odbył się co do sekundy. Na początku nie wiedziałem, czy to bieg długodystansowy, czy 800 metrów. Chłopaki wystrzelili jak z procy. Byłem gdzieś daleko w tyle. Zacząłem tak jak zakładałem. Nie szybciej niż 1:16 pierwszą połowę. Już po 300 metrach sukcesywnie wszystkich wyprzedzałem, żeby po dwóch milach biec niemal sam. W tym momencie myślałem, że prowadzę w maratonie. Na pierwszym punkcie żywieniowym złapałem woreczek foliowy z wodą. Nie wiedziałem co z nim zrobić, pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Jednak tym razem moja nierozumna główka zdała egzamin, szybko go rozgryzłem i okazało się, że znakomicie się z tego pije! I tak już do samego końca biegu nie opuściłem żadnego „wodopoju”, a były na każdej z 26 mil. Nie przesadzę jak powiem, że na żadnym maratonie nie wypiłem nawet 30% tego co na Reggae Marathon.

Po 5 kilometrach był nawrót, teraz najszybsi zawodnicy biegli z naprzeciwka. Pomieszały mi się kolory numerów, już nie wiedziałem kto co biegnie, który jestem i jaką mam stratę. Postanowiłem trzymać tempo. 36 minut na 10 kilometrów. Teraz przede mną długa prosta, 10 kilometrów. Biegnę sam, w koło ciemno, nic nie widać. Super, że mijam setki biegaczy, którzy teraz biegną w przeciwnym kierunku. Wszyscy sobie kibicują. Już wiem, że Kasia biegnie druga wśród kobiet, macham jej i dalej robię swoje. Udaje mi się utrzymać tempo, chociaż chwilami muszę złapać głęboki oddech. Cały czas polewam się wodą. Niestety kilka razy robię to na tyle niestarannie, że zalewam sobie całe buty. Wszystko chlupie a ja już czuję, jak powoli tracę dwa paznokcie. Docieram do 15 kilometra, kolejny nawrót. Z naprzeciwka widzę czterech biegaczy. Pierwszy biegnie półmaraton. Następnie dwójka, mają różne kolory numerów startowych. Nie chce mi się wierzyć, mam ponad minutę straty! Jeżeli ja biegnę na 2:32, to on biegnie na jakieś 2:29. W tych warunkach. Pomyślałem, że albo to znakomity maratończyk, albo przyjdzie mu słono zapłacić za taką szarżę. Obudziła się we mnie chęć rywalizacji. Lekko przyspieszyłem. Biegłem już poniżej zakładanego planu, ale teraz każdy kilometr robiłem z kilkusekundowym zapasem. Powoli się zbliżałem. W kończy zatoczyłem całą pętlę, miałem w nogach półmaraton, czas lekko powyżej 1:16 i już zdecydowanie za wysoki puls. Planowałem dogonić pierwszego maratończyka, odpocząć na jego plecach a potem zobaczyć co będzie.

reggae_marathon_relacja_4

A skoro zatoczyłem całą pętle trasy Reggae Marathon, to warto coś o tej trasie napisać. Niestety, wcale nie jest ona taka super. Cała prowadzi bulwarem, wzdłuż słynnej 7 mile beach. Sęk w tym, że plaży ani morza praktycznie nie widzimy. Przewijają się albo hotele, duże ośrodki wypoczynkowe albo jakieś baraki. Wiem, że wiele osób kojarzy ten bieg z niesamowitymi widokami. Nic z tych rzeczy, na Reggae Marathon ich nie ma. Trasa jest mocno monotonna, tak naprawdę to 4 te same proste o długości 10,5 kilometra. Jest płasko jak stół, co mi odpowiadało. Gorąco jak w piekle, na dobry czas nie macie co liczyć. Za to po maratonie 7 mil plaży jest do Waszej dyspozycji. Niestety nie dane nam było leżakować po biegu na plaży. Ale dlaczego szybko opuściliśmy strefę maty, jak wyglądały finałowe kilometry w tym potwornym upale i jak to się stało, że mój prowadzący na rowerze skończył potrącony przez samochód, o tym dowiecie się już w kolejnej części relacji.

More from Bartosz Olszewski
Podsumowanie tygodnia 31.2015 – zawody z ciężkiego treningu
Tydzień 31 to świetny przykład na to, jak w bardzo ciężkim tygodniu...
Read More