Pasta Party to już klasyka dnia poprzedzającego maraton. Czasem organizatorzy serwują sam makaron, czasem jest to impreza z kilkunastoma rodzajami pasty (jak Reggae Marathon na Jamajce). To świetna okazja na spotkanie się ze znajomymi, rozładowanie stresu. Jest to w sumie część rytuału i nawet jak miałem swoje jedzenie to na pasta party siadałem i spędzałem tam chwilę czasu. Jednak dziś nie będziemy rozmawiać o samym pasta party ale o tym, co i ile jeść w tym ostatnim dniu przed startem?
Utarło się w świadomości biegaczy, że musimy się najeść. Najeść do syta, tak że węglowodany niemal mają nam wypływać uszami. Więc jemy olbrzymie porcje, wciskamy ten makaron z czym popadnie. Do tego jeszcze późna olbrzymia kolacja. W sumie cały dzień kręci się w koło jedzenie. I tym wspaniałym sposobem wstajemy rano na start i dalej jesteśmy ociężali, napchani. Żołądek trawi, zabiera cenną krew z mięśni. A mu już na rozgrzewce czujemy, że to się szybko skończy w Toi-Toi.
Musicie pamiętać o jednym, ostatnie trzy dni przeważnie w ogóle nie biegacie, więc Wasze zapotrzebowanie kaloryczne spada. Druga sprawa, nie mamy w ciele jakiegoś pojemnika do przechowywania jedzenia na później (no chyba, że weźmiemy pod uwagą tłuszcz ;) ). Kiedy już w pełni uzupełnimy zapasy węglowodanów, zwyczajnie nie zgromadzimy więcej. W dodatku zawsze skupiamy się na tym pasta party, na ostatniej kolacji. Wtedy już zazwyczaj jesteście naładowani po uszy, dorzucacie jeszcze olbrzymią porcję makaronu i niestety zaczynają się problemy.
Dziś nie jest to naukowy tekst, nie rozpiszę Wam co, jak i w jakich ilościach jeść. Bo też dla każdego będzie to sprawa indywidualna. Ale:
- spożywajcie często mniejsze posiłki, liczcie kalorie i nie przesadzajcie
- rozłóżcie sobie to ładowanie na 2-3 dni. Ja wolę więcej zjeść w przedostatni dzień, a ostatni już nie przesadzać z ilością
- jedzcie to co testowaliście na treningach, po czym Wam się dobrze biegało
- pijcie wodę, również z umiarem, ale nie doprowadzajcie do stanu, kiedy przez długi czas chodzicie spragnieni
- nie objadajcie się na noc poprzedzającą start, to się przeważnie źle kończy
- pamiętajcie, że są alternatywy dla makaronu
- macie zaspokajać głód, nie chodzić z burczącym brzuchem, ale jednocześnie nie wpadać w stan jak po kolacji wigilijnej ;)
- ostatni posiłek zjedzcie w miarę wcześnie. Nie odkładajcie tego na 22:00 jak start macie rano. I nie kładźcie się spać zaraz po jedzeniu
Z ciekawych rzeczy, ja nigdy nie byłem fanem makaronu. Lepiej biega mi się po ryżu i wszelkiego rodzaju płatkach, owsianych, ryżowych, jaglanych. Ale to oczywiście kwestia indywidualna.
Druga sprawa, gdzie było Wasze niezapomniane Pasta Party? Ja nie zapomnę tego z Jamajki, to była impreza!!! :D No i kiedyś przed Maratonem Warszawskim makaron robili zawodowi, świetni, kucharze. To było przepyszne, obłęd. Ale niestety przy takiej ilości biegaczy jak startuje obecnie, raczej ciężko zapewnić taką jakość.
PS – jak wybierzecie się do restauracji to zamawiajcie raczej makaron Aglio Olio albo Arrabiata a nie Carbonara ;)