Zawsze będę powtarzał, że podstawą sukcesu w bieganiu jest długotrwała, systematyczna praca. Tutaj nic nie mamy od ręki. Trzeba długo i systematycznie pracować na sukces. Z drugiej strony, żeby ten sukces osiągnąć, nie raz trzeba powiedzieć sobie STOP. Bo jeżeli w pewnym momencie wszystko Was boli, każdy krok sprawia trudność, to kolejny trening nie wnosi już nic do przygotowań. Jest jedynie odbębniony, żeby skreślić kolejne okienko w dzienniczku i mieć czyste sumienie.
Pewnie niektóre osoby to czytające (pozdrawiam Kasię i Pawła) pomyślą, że ktoś włamał się na moje konto i to pisze. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że człowiek uczy się na błędach. I obecnie są dni, sytuacje, kiedy na pewno wezmę sobie wolne. I albo poleżę i zwyczajnie odpocznę. Albo pójdę na rower, poćwiczę lub zwyczajnie pospaceruję. Treningów zastępczych mamy dziesiątki i dobrze wplecione w trening mogą nam często pomóc w budowaniu formy.
Ale wróćmy do tych przerw. Już pisałem o przerwach planowanych, tak zwanych roztrenowaniach: Roztrenowanie – wszystko co powinieneś wiedzieć. Na blogu podejmowałem również temat słuszności roztrenowań u biegaczy amatorów: Roztrenowanie, czy to ma sens? Jednak dziś chciałem napisać, kiedy warto zrobić przerwę, gdy nie jest to roztrenowanie:
- Coś nas boli. Jeżeli zmienia się Wasza biomechanika biegu to w ogóle nie ma o czym mówić. Bieganie w takim wypadku jest zwyczajnym robieniem sobie krzywdy. To się zawsze źle kończy i zamiast wyleczonej kontuzji mamy kolejną i kolejną. Jeżeli jest to lekki ból, przeciążeniowy, to z jednej strony wydaje się, że można trenować. Z drugiej to igranie z ogniem. A pamiętajcie, jesteście amatorami. Ja jako trener zawsze powiem, zrób sobie wolne. Decyzja należy do Was.
- Macie podwyższoną temperaturę. W ogóle bez gadania, nie ma sensu trenowanie z gorączką! Jak ktoś mi pisze, że pomimo gorączki zrobił trening i jest zadowolony, to mówię, żeby się pukną w głowę.
- Choroba również jest znakiem, że lepiej się wyleczyć. Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że bezwzględnie nie wychodzimy z łóżka. Lekki katar czy kaszel nie jest jeszcze tragedią. Ale jeżeli nie musimy trenować, to lepiej się wyleczmy.
- Ogólne osłabienie organizmu. Nie da się tego zdefiniować. Nagromadzony stres, kiepskie odżywianie. Mało snu. Ciężkie treningi. Jeżeli czujecie, że zwyczajnie jesteście wykończeni, wróćcie do domu, wypijcie kieliszek wina ;) i idźcie spać. Jedna dobrze przespana noc potrafi zdziałać cuda! Bieganie w takim stanie to odznaczenia w dzienniczku kolejnej kratki krzyżykiem. Nic więcej.
Zaskakujące jest to, ze amatorzy nie robią przerw, ponieważ panicznie boją się utraty formy. Czasem wręcz nie wiem co powiedzieć i jak przekonać kogoś, kto biega niemal codzienne i boi się trzech wolnych dni. A tydzień to już w ogóle zapomnij. Prawda jest taka, że robiąc kilka dni wolnego, nie tracicie z formy nic! Nawet tydzień przy założeniu, że w tym czasie nie będziecie tylko leżeć i objadać się ciastkami, nic Wam w formie nie popsuje. A jak jeszcze pójdziecie na basen czy rower to trening po tygodniu będzie dużo lepszy niż ten przed przerwą. NIE MA SIĘ CZEGO BAĆ!
Najczęstszym pytaniem jakie dostaje, są pytania o kontuzje. Dwie podstawowe to ITBS i Shin Splints. Jak mówię, że konieczna jest przerwa to osoba z którą rozmawiam wygląda jakbym powiedział, że nigdy już nie pobiega. Dwa tygodnie przy założeniu, że w tym czasie będziemy nad sobą pracować, potrafi nas wyciągnąć z większości typowych kontuzji przeciążeniowych. A prawie zawsze kończy się to tak, że mija kilka miesięcy i ta sama osoba mówi: „nie udało się zrealizować celów. Cały sezon męczę się z kontuzją i nie wiem co mam zrobić”. Ale ciśnie interwały bo przecież zawalił start, więc musi się „odbudować”.
Artykuł powiązany: Bieganie z kontuzją, czy to ma sens?
Takich historii wśród amatorów jest pełno. Co ciekawe tutaj zawodowcy są dużo rozsądniejsi i wiedzą kiedy powiedzieć stop. Kiedy warto zrobić ten dzień czy dwa przerwy, żeby dać sobie chwilę odpoczynku. Odpuścić lekkie biegi, żeby ponownie być w gazie na te najważniejsze treningi.
Jeszcze raz powtórzę. Krótkie przerwy od biegania zupełnie nie wpłyną na Waszą formę! Żeby nie było, że gdybam, podam Wam kilka przykładów ze swoich treningów.
- Na 8 tygodni przed maratonem z życiówką 2:29 (z żadnego maratonu nie wycisnąłem więcej) złapałem ITBS. 2 tygodnie nie robiłem nic, tylko ćwiczyłem na karimacie. Pierwszy tydzień po powrocie to wysokie tętno, ale już następny byłem w gazie jak przed kontuzją.
- Przed Maratonem Warszawskiem kiedy pobiegłem 2:42 miałem najdłuższą kontuzję w karierze. 7 tygodnie nie przebiegłem nawet kilometra. Za to niemal codziennie jeździłem na rowerze. Wróciłem do biegania 5 tygodni przed maratonem. Poprawiłem poprzednią życiówkę o ponad 16 minut.
- Przed tegorocznym Wings for Life, w ostatnich dwóch tygodniach musiałem zrobić 5 wolnych dni wymuszonych kontuzją. Chodziłem lekko zdruzgotany, ale wiedziałem, że albo się wyleczę na start, albo mogę sobie zupełnie odpuścić te zawody.
Wszystko zależy od Waszego pozytywnego myślenia i nastawienia. Pamiętajcie, że często po przerwach najlepsi zawodnicy biją rekordy świata a najlepsi skoczkowie narciarscy zdobywają seryjnie złote medale olimpijskie ;)
I na koniec zaznaczam, że nie chce nikogo urazić. Sam nie raz i nie dwa pod tym względem kompletnie wariowałem. Gdybym był rozsądny to tych 7 tygodni przerwy by nie było. ITBS doprowadziłem do takiego stanu, że kolano chodziło mi jak zawiasy w starej stodole. Ale trochę wniosków z tego wyciągnąłem i nie chce, żebyście Wy powielali moje błędy. Tylko proszę, nie wymyślajcie na siłę, że Was coś boli i nie róbcie ciągle wolnego mówiąc w koło „bo WarszawskiBiegacz mówi, że jak boli to trzeba leżeć”. To już jest lenistwo. Znane mi dobrze, ale nie potrafię go usprawiedliwić ani u siebie ani u Was ;)