Przerwa za mną. Nie pamiętam kiedy ostatni raz nie biegałem 3 tygodnie. W sumie to nie robiłem nic, poza dwoma treningami, które prowadziłem. W piątek wyszedłem na pierwszy bieg po przerwie. W tej chwili mam już trzy treningi za sobą. Oj, nie były to łatwe biegi.
Po takiej przerwie bardzo ciężko zebrać się w sobie i ponownie wejść w rytm treningów. Wszyscy mówią o głodzie biegania. A ja raczej ciągle chodziłem głodny, ale nie biegania. Bieganie chyba spełniała u mnie trochę rolę takiego papierosa i kawy. Jak biegam to nie chodzą ciągle głodny (paradoks), jak nic nie robię to z nudów jem. Poza tym ciężko mi wejść ponownie w reżim treningowy. Jak już jestem na właściwych torach to jadę i nic nie jest w stanie mnie wykoleić. Jak zrobiłem przerwę, to bardzo ciężko w te tory dobrze wskoczyć.
A ile straciłem? Ciężko powiedzieć. Tempo pierwszych rozbiegań było całkiem dobre. Mogłem biec 4:20 – 4:30 min/km i specjalnie nie miałem problemu. Na końcu nawet przyspieszyłem do 4:00 min/km i spokojnie dawałem radę. Nawet byłem zdziwiony, że jakoś specjalnie mnie nie zatyka. Co innego moje serce. To wariowało. Puls mam minimum o 20 uderzeń na minutę większy niż przed przerwą. Rozbiegania robię na pulsie 150. Ja przyspieszyłem do 4:00 to puls miałem jak na maratonie. O dziwo dalej mogłem w miarę spokojnie rozmawiać. W miarę, ponieważ co kilka sekund musiałem wziąć głęboki oddech. Jednak nie ma mowy o jakiś interwałach albo biegu tempowym. Momentalnie bym się udusił. Pytanie, ile czasu zajmie mi zbicie tego pulsu do normalnych wartości? Mam nadzieję, że nie więcej jak dwa tygodnie.
Mięśniowo słabo. Oj jakie ja mam dziś zakwasy. A tylko biegałem! Łydki do wymiany, czworogłowe jak po maratonie. Przynajmniej wiem nad czym pracować. Dziś idę na siłownię więcej biorę się do roboty. Oczywiście w tych moich pierwszych treningach nie było żadnej lekkości, raczej szedłem jak taran. Przybyło mi kilka kilogramów, technika na pewno się trochę pogorszyła.
Czy w perspektywie tych ostatnich treningów żałuję tej przerwy? NIE! Zmieniłbym dwie rzeczy. Trzy razy w tygodniu wyszedłbym na lekki rozruch, żeby jednak te nogi trochę rozruszać. Teraz są jak kołki i muszę nad nimi trochę popracować. Druga rzecz to odżywianie, zjadłbym mniej ciasta mamy. Ale niech rzuci kamieniem ten, kto jadł jej ciasto, i się powstrzymał przed dokładką :)
Przerwy są potrzebne. I tak naprawdę bardzo szybko dochodzimy do formy. Jak już mówiłem, żeby zdobywać kolejne szczyty, musimy zejść w dolinę. Ja teraz jestem w dolinie. Ale patrze już wysoko przed siebie. Odpocząłem psychicznie (od biegania), powoli wraca mi chęć na jakieś eksperymenty w treningu, planowanie długoterminowe, rozpisywanie treningów i całej pracy związanej z bieganiem. Bardziej niż za samym pokonywaniem kolejnych kilometrów zatęskniłem za treningiem uzupełniającym. To dobrze, bo przez najbliższe dwa miesiące będę się na tym skupiał.
Zresztą przypominam sobie moje powroty po kontuzjach. Po dwóch tygodniach wróciłem błyskawicznie i sześć tygodni później z powodzeniem robiłem życiówkę w maratonie. Po sześciu tygodniach przerwy również wróciłem dość szybko. Sytuacja na pierwszych biegach wyglądała identycznie, a po 3 tygodniach już byłem w pełnym treningu. Więc nie bójcie się robić przerw. Nie obawiajcie się utraty formy. Jak potrzebujecie odpocząć, to wrzućcie na luz. Tylko z góry pilnujcie się jakiś wytycznych. A na pewno po kilku treningach będziecie już w pełni gotowi na nowe wyzwania. Tylko uwaga, to ostatnia szansa na odpoczynek. Wiosenne starty już tuż tuż! :)