Jak już przychodzi rozmawiać o pulsie, to najczęściej słyszę rozmowy o pulsie maksymalnym. Jedni się skarżą, że mają niski. Inni pieją z zachwytu, jaki to ostatnio HRmax osiągnęli na zawodach. Ale chyba mało kto zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę puls maksymalny, w kontekście biegów długodystansowych, o niczym nie świadczy.
Jest to jedynie informacja z jaką maksymalną częstotliwością uderza nasze serce. I tyle. Ktoś może powiedzieć, że przecież to świadczy o tym, ile jesteśmy w stanie przetransportować tlenu do mięśni. Jednak jaki dystans przebiegniecie biegnąć na pulsie maksymalnym? W ogóle mało kto jest w stanie zmusić się do takiego wysiłku, żeby ten puls zobaczyć. Przy takiej intensywności biegu następuje momentalne zakwaszenie organizmu, brakuje nam tlenu i kończymy wysiłek.
Dla naszej kondycji bardzo ważne są takie wskaźniki jak hemoglobina (jakość i ilość czerwonych krwinek) oraz objętość wyrzutowa serca, czyli ile tej krwi nasyconej tlenem jesteśmy w stanie dostarczyć za jednym uderzeniem serca. Do tego dochodzą setki procesów fizjologicznych, które zachodzą podczas biegu w naszym organizmie. Dlatego właśnie wraz z rozwojem sportowym biegaczy długodystansowych można zaobserwować bardzo ciekawą rzecz.
Im lepszymi stajemy się biegaczami, tym mniejszy nasz HRmax. Puls maksymalny nam spada, ponieważ jesteśmy bardziej ekonomiczni, bardziej wydajni, mamy większą objętość wyrzutową serca. Początkujący biegacze często osiągają bardzo wysokie parametry HRmax nie dlatego, że są dobrymi biegaczami, ale właśnie dlatego, że są tak słabi ekonomicznie. Więc tak naprawdę im masz mniejsze puls maksymalny, tym prawdopodobnie jesteś lepszym biegaczem długodystansowym. Oczywiście nie jest to żadna reguła, ponieważ HRmax to sprawa indywidualna.
Jeszcze słowo o wyznaczanie stref tętna o HRmax. Moim zdaniem to słabe rozwiązanie i sam na pewno bym tak do tego nie podchodził. Dużo lepszym rozwiązaniem jest ustalanie stref tętna o nasze dwa progi, aerobowy (koniec pierwszej strefy intensywności) oraz anaerobowy (czyli punkt, po przekroczeniu którego, w znacznym stopniu do produkcji energii, zachodzą procesy beztlenowe). Znając te dwa progi wiecie jak biegać rozbiegania, drugi zakres, treningi progowe oraz interwały. O tym jak najlepiej wyznaczyć te progi napiszę w oddzielnym wpisie. Jeżeli ktoś jest zainteresowany tematem to polecam „Bieganie z pulsometrem” Joe Friela. Znakomita książka!
Wpis powiązany: Wyznaczanie stref tętna
PS – wiem, że to pytanie i tak padnie :) Mój puls maksymalny kształtuje się na poziomie 187 – 192. Jak jestem w formie to bliżej 187, jak bez formy to 192, a jak w beznadziejnej formie to i może więcej, ale wtedy nigdy się nie zmuszałem do szybkiego biegu. Największy jaki zobaczyłem to 201, było to kilka lat temu. Mój próg LT (próg mleczanowy) to 168-171 kiedy jestem w formie. I jak już mam patrzeć na jakiś puls podczas treningu, to właśnie na ten. Ogólnie jeżeli jestem w formie i przekraczam 171, to prawdopodobnie starczy mi sił na kilka, kilkanaście minut. Na półmaratonie przekroczenie tych wartości kończy się zazwyczaj mordęgą w końcówce. Przekroczenie na maratonie tego progu kończy się spektakularną ścianą. Zrobiłem to dwa razy, w Bostonie (opis tej katastrofy tutaj, dobry, stary wpis) i Rzeszowie. Dwa razy ostatnie 10 km maratonu człapałem potykając się o własne nogi. Tak naprawdę nigdy w swoim treningu nie korzystałem z HRmax. Nie było mi to zupełnie do niczego potrzebne.
Fot: Bogdan Jabłoński