Każdy bieg to duże emocje. To również stres i pytania bez odpowiedzi. Czy mi się uda, czy dobiegnę, czy osiągnę cel? Wiadomo, że im ważniejszy bieg, tym emocje większe. Powiem Wam, że tegoroczny start w Wings for Life World Run na pewno jest najbardziej stresującym biegiem w moim życiu. Wielkie wydarzenie, emocje, bardzo duże oczekiwania i oczy tysięcy ludzi skierowanych na Mediolan. Nawet jak to piszę, to chciałbym to już mieć za sobą.
- Boję się, że mogę przegrać. Przyjechałem tutaj walczyć o zwycięstwo. Jednak bieganie i sport jest nieprzewidywalny. Nie oszukujmy się, ja tu wcale nie jestem faworytem. Staję obok kolesia, który rok temu przebiegł ponad 88 kilometrów i biegnie u siebie! Startuję z Niemcem, który w tym roku już nabiegał 1:08 w półmaratonie i z zawodnikiem z Chile, który w tym roku biegał maraton szybciej od mojej życiówki. Czy zaprzątam sobie tym specjalnie głowę? Nie. Ale boję się, że w końcu ktoś zaatakuje a ja nie będę mógł odpowiedzieć. Że będę bez sił. To normalne uczucie i nie należy się go bać. To, że się stresujemy i boimy przegranej wcale nie oznacza, że pobiegniemy słabiej. U mnie wręcz przeciwnie.
- Boja się, że nie sprostam oczekiwaniom. Ja naprawdę biegam dla siebie, ale przy tym biegu nie sposób odciąć się od wszystkiego. Zresztą nie oszukujmy się, sam chętnie podsycam tę atmosferę. To jest nie do uniknięcia, a czym jest sport, bez kibiców. Jednak jak czytam komentarze, to obgryzam paznokcie. Oczekiwania są olbrzymie a ja nie mam pojęcia czy będę w stanie im sprostać. Wszystko może się wydarzyć, a ja będę wtedy czuł, że zawiodłem.
- Boję się pogody. Jeszcze dwa dni temu prognozy były fatalne. Nic nie pisałem, ale nastawiałem się naprawdę na walkę tylko i wyłącznie lokalnie. Na treningu ledwo utrzymywałem tempo Wingsa i po 10 kilometrach już byłem odwodniony. Teraz jest już lepiej, jutro powinno być w miarę dobrze. Ale nie wiem jak będzie wiało, może będzie padało, może wyjdzie słońce. Boję się, że warunki nie pozwolą na dobry wynik.
- Boję się kłopotów żołądkowych. To zawsze jest trauma. Biegnąc pięć godzin nie wiesz, czy zwyczajnie nie rozwali Ci żołądka. I możesz jeść najlepiej na świecie a i tak może się coś takiego przytrafić. Bo się odwodniłeś, bo żołądek źle zareagował na jakiś żel albo wodę na trasie itd. Oby nie…
- Boję się, że będzie cholernie bolało. Tak samo jak przed każdymi innymi zawodami, tak i tutaj muszę przygotować się na cierpienie. W pewnym momencie biegnie się już tylko głową. Taki urok tych biegów, trzeba być na to gotowym. Fizycznie trenowałem pół roku, teraz trzeba jeszcze przekonać głowę do współpracy.
- Boję się czarnego konia. Serio uważam, że tem bieg to nie będzie rywalizacja naszej czwórki i obstawiam, że ktoś tam się przyczai na dobry wynik. W ostatnich latach zawodnicy z Włoch zajmowali odpowiednio 6, 5 i 4 miejsce na świecie. I to za każdym razem przegrywając z Calcaterrą!
Czytając to można pomyśleć, że ja nie jestem do końca normalny. Ale uwierzcie mi, że ta adrenalina przed i podczas zawodów. Te emocje, rywalizacja sportowa w pełni wynagradza wszystkie poświęcenia związane z bieganiem. Nie ważne czy się uda, czy nie. Sama świadomość, że jutro będę się ścigał z takimi biegaczami, z całym światem, sprawia, że chcę biec. Zdaje sobie sprawę, że losy tego biegu mogą się różnie potoczyć. Taki jest sport. Boję się różnych scenariuszy. Ale jednocześnie wierzę i zrobię wszystko, żeby jutro ten scenariusz był dla mnie, dla Was wszystkich, szczęśliwy. Trzymajcie kciuki!