Mówią, że spisane rzeczy, w dodatku przedstawione innym osobom, bardziej motywują i sprawiają, że nie możemy sobie odpuścić. Chcę wrócić do podsumowań tygodnia, będziecie mieli pewność, że naprawdę biegam a nie tylko piszę o bieganiu i odcinam kupony od historycznych sukcesów. Postanowiłem biec maraton na wiosnę, czas zacząć się do niego przygotowywać. Myślę, że razem będzie nam raźniej.
Nie wiem jeszcze gdzie biegnę. Wiem, ze chcę biec na wiosnę, w kwietniu. I na pewno zrobić minimum trzy tygodnie wolnego do Wingsa. To wskazuje na pierwszą połowę kwietnia, raczej za granicą. Nie pytajcie gdzie, bo serio nie wiem, spokojnie będę szukał, jeszcze mam dużo czasu. Ma być w miarę płasko, szybko, z dobrą pogodą. Chcę pobiec szybki maraton. Dobrze jakbym mógł w nim również powalczyć o dobre lokaty a nie podziwiać plecy Kenijczyków (nie żebym coś do nich miał).
Maraton będzie na pewno moim głównym wiosennym biegiem. Nie przygotowuje się do Wingsa, będę biegł go z rozpędu po maratonie. Zdecydowanie maraton jest moim głównym celem. Przygotowania mam zamiar zacząć od pracy nad wytrzymałością tempową. Chcę zdecydowanie poprawić się w biegu na 10 km i do stycznia w tym kierunku położę główny nacisk. Oczywiście oznacza to biegania dużej liczby szybkich odcinków (których nie znoszę biegać sam) oraz biegów tempowych (podczas których lubię cierpieć w samotności). Nie zrezygnuję z długich wybiegań, ale będę je biegał tak, żeby nie wpłynęły na te dwa główne treningi. Prawdopodobnie wolno, oszczędzając nogi.
Na pewno to jest moment, żeby zabrać się za siebie i regularnie ćwiczyć. Czy to na siłowni, na bieżni czy na dywanie przed telewizorem. Trochę sflaczałem i trzeba to zmienić. A jeszcze ważniejsza rzecz, zacząć się rozciągać! Niestety jestem pospinany jak nigdy wcześniej. Nie dość, że źle mi się biega to jeszcze co chwila coś dolega. Niestety okres letni i jesienny był ciągiem różnych dolegliwości. Mam nadzieję, że ten etap mam już za sobą. Czas jeszcze wyleczyć prawe biodro (a raczej zginacz stawu biodrowego) i mogę cisnąć.
Ale do tego wszystkiego mam zamiar wziąć się za dietę. Tak, ja :) Oczywiście w myśl: Nie jestem żywieniowym oszołomem, ale nie chce, żeby waga od października do kwietnia skakała mi jak sinusoida. Chcę jeszcze w 2016 chciałbym zejść do wagi na której najlepiej mi się trenuje. O ile wybieganie mogę zrobić z plecakiem kartofli na plecach, to 20×400 metrów ze skaczącą oponą na brzuchu jest niemożliwe. Tzn. jest, ale nie w tempie, dzięki któremu będę poprawiał wyniki. Więc mniej słodyczy i rozsądnie planowane posiłki. Być może udam się na konsultację do dietetyka sportowego.
To chyba tyle. Oczywiście po drodze do maratonu zamierzam biec kilka biegów. Może nawet kilkanaście. Zdecydowana większość, to treningowe dychy zamiast mocnych biegów tempowych. Ale na pewno będę chciał pobiec półmaraton i być może mocną, atestowaną dychę. Zobaczę jak ułoży się kalendarz. Teraz trenuję do końca października a potem uciekam na trzy tygodnie wakacji. A już jutro pierwsze podsumowanie tygodnia. Bardzo udanego tygodnia, który sprawił mi chyba więcej radości niż cały sezon jesienny tego roku. Więc do usłyszenia jutro!