Bieg w Wilanowie – czyli bardzo wolno po szybkiej trasie

bieg w wilanowie

W niedzielę startowałem w Wilanowie. 10 kilometrów. Kolejny bieg organizowany przez DEM’a którego miałem okazję być ambasadorem. Podobno szybka trasa. Atestowana. Słońce ładnie pokazywało się na niebie. Bez wiatru. Myślę sobie, 34 minuty jak nic dziś muszą paść. Jak bardzo się myliłem pokazały kolejne kilometry trasy :)

Na starcie byliśmy z Kasią już ok. 8:00., ona startowała o 9:00 5 kilometrów. Odebraliśmy pakiety, Kaśka poleciała się rozgrzewać ja przyglądałem się imprezie. Duży udział w organizacji ma dzielnica Wilanów, z boku odbywają się dni Wilanowa. Naprawdę wszystko robione z rozmachem ze świetną lokalizacją. Ale do tego przejdę na końcu.

Kasia ruszyła na swój bieg, punktualnie o 9. Już robiło się ciepło, ale naprawdę warunki do biegania 5 i 10 km nie były złe.

Po niespełna 20 minutach już widziałem jak jako pierwsza kobieta przecina linię mety! W ogóle, ja zachwalam tę serię biegów, a Kasia jeździ i zgarnia wszędzie miejsce na podium. Kazimierz i druga, Skierniewice, druga. Teraz wygrywa ;) W każdym razie mówi, że trasa jest szybka, prosta. To już jestem przekonany, biegnę na te 34 minuty. Dużo będzie mnie to kosztowało, ale się zmuszę. W końcu gdzie zrobię taki dobry trening jak nie na zawodach.

Jeszcze 30 minut przed startem poprowadziłem rozgrzewkę. Ustawiliśmy się na linii startu, słońce już mocno grzało. Ale nie z takimi upałami sobie radziłem. Jeszcze ostatnie rozmowy z Pawłem Krochmalem, kilka łyków wody, ostatnie odliczanie i START! Ruszyliśmy długą prostą w kierunku Powsina.

Pierwszy kilometr 3:24, idealnie. Zostaję sam. Z przodu Krzysiek Wasiewicz z Pawłem. Jest szeroko, płasko jak stół. Ale wieje w twarz, cały czas. No i jest naprawdę gorąco. Strasznie się grzeję, jak nie ja. I 9 kilometrów biegu przede mną. Samotnego biegu.

Drugi km w 3:28, trzeci w 3:31. Mam ochotę to skończyć. Odwracam się, myślę, czy nie poczekać, żeby z kimś biec. Matko, jak ja się męczyłem. Ale nic, pracuję dalej. Dobiegam do 5 kilometra, nawrotka. Czas dużo poniżej oczekiwań, puls już 180, czwarty zawodnik jakieś 8 sekund za mną. To są te chwile, kiedy chce się płakać na biegu. Ale jest z wiatrem! Przyspieszam, ponownie jest 3:31 min/km, bo nie powiem w ile był 4 i 5 kilometr ;) Męczę się, pocę, dyszę. Ale chce być trzeci. Zostawiam sobie nawet cały czas trochę luzu w nodze na ostatnie 400 metrów, tak w razie czego, jakby było trzeba zafiniszować. Chociaż błagam, żeby do takiej sytuacji nie doszło. Jeszcze chwytam ostatnią butelkę wody, przebiegam prosto ostatnie 3 kilometry i finisz. Przybijam piątki i kończę z czasem niespełna 36 minut… Buziak z Kaśką, biorę medal i idę złapać oddech.

bieg w wilanowie

Gdyby to był jakikolwiek inny bieg, chyba bym się załamał. Trzeba pamiętać, że przed Szwecją ja po 34 minuty biegałem dyszki w lesie. W podobnych warunkach. Ale doskonale zdaje sobie sprawę, że na taki wynik wpływ miało kilka czynników. Oczywiście jeszcze nie w pełni się zregenerowałem. Jestem kilka kilogramów cięższy, przez co szybciej się przegrzewałem. Dzień wcześniej zrobiłem w lesie 47 kilometry, trochę się zgubiliśmy… No i ogólnie w tym tygodniu bardzo dużo biegałem. Aha, i jeszcze cały tydzień na deficycie kalorycznym. Nie przypuszczałem, że aż tak mnie zetnie, ale jak widać, wszystko razem, miało olbrzymi wpływ na wynik. Jakby nie było zrobiłem dobry trening na bardzo wysokim pulsie. No i zająłem trzecie miejsce, a fajnie stanąć na pudle. Zawsze.

Przejdźmy teraz do imprezy. Trasa jest naprawdę bardzo szybka i płaska. Idealna na życiówki. Ma atest PZLA. Ale to co mi podobało się najbardziej, to atmosfera w koło startu. Jest tam kilka kawiarni, restauracji, plac zabaw dla dzieciaków, food-trucki lody :) Po biegach dorosłych mamy kilka tur biegów dla dzieci. Jest gdzie usiąść, dużo zielonej przestrzeni. Naprawdę setki osób wspólnie spędzały tam czas. Przypomniał mi się Konstancin, który dysponuje równie wypasioną metą. Wydaje się, że ta impreza ma olbrzymi potencjał. Z taką trasą, zapleczem, wsparciem sponsorów i miasta, może rosnąć w kilka tysięcy biegaczy. Czego oczywiście im życzę, bo naprawdę warunki do biegania są tam znakomite.

Co ciekawe, te zawody jakoś specjalnie nie zniechęciły mnie do startów. Wręcz przeciwnie. W ostatnich latach mało startowałem, chyba czas to zmienić i może jesienią oraz zimę trochę się pościgam na 5 – 10 km. Nie ważne jaki wynik osiągniecie na mecie. Zawody zawsze czegoś uczą, pokazują mocne i słabe strony. I nigdy nie wolno się nimi załamywać. Trzeba wrócić spokojnie do domu, wyciągnać wnioski i dalej robić swoje. W końcu biegacie dla siebie a nie żeby komuś coś udowadniać. Prawda?

More from Bartosz Olszewski
Łukasz Grass „Trzy Mądre Małpy” – recenzja
Ta książka leżała na biurku u mnie w pracy chyba rok. W...
Read More