Zaczynam treningi do kolejnego sezonu. Jak zwykle na początku przygotowań postanowiłem ostro popracować nad sprawnością i siłą. Wybrałem się dumnie na siłownię i przez godzinę uczciwie ćwiczyłem. Pot się lał, ja nie mogłem się nadziwić, dlaczego przy najprostszych ćwiczeniach trzęsą mi się mięśnie. Mam problemy z wskoczeniem na steper. A dziś, dzień po treningu, w ogóle nie mogę się ruszać. Mam jeden ogólny zakwas organizmu.
Bo prawda jest taka, że większość biegaczy to straszne słabiaki. Potrafimy biegać te maratonu, ale już kilka przysiadów z gryfem i następnego dnia siadamy na kibelku jak inwalidzi. Słabe nogi, słaby korpus, ręce jak z waty. Już wiele razy pisałem, i będę się tego trzymał, że silna i wysportowana sylwetka (nie znaczy przypadkowana), to zarówno przepustka do poprawiania wyników w bieganiu jak również, a może przede wszystkim, do unikania licznych kontuzji. Dlatego co roku na początku przygotowań biorę się do pracy. Co roku uświadamiam sobie, jak słaby jestem.
Jak wyglądał mój trening? Otóż zrobiłem 3 kilometry rozgrzewki. Ćwiczymy zawsze na rozgrzanych mięśniach. Później spięcia łydek, wypady, unoszenie tyłka w pozycji leżącej, kilka przysiadów z gryfem, podskoki i parę „wirtualnych” płotków. Później już przeszedłem do parteru. Odwodzenie nogi, rotacja biodra, czyli wszystko, co ma wzmocnić pośladki i mięśnie odwodziciela nogi. Może dzięki temu w tym roku zapomnę o ITBS? Później stabilizacja, przód, tył i oba boki, po dwa razy. Jak skończyłem to zrobiłem brzuch. Co mi do głowy wpadło, 12 ćwiczeń. Wszystko robiłem pod rząd, bez większych przerw, zajęło mi to godzinę.
Dziś od rana nie mogę chodzić. Boli mnie każdy mięsień w moim ciele. Pocieszam się tylko, że muszę przetrwać dzisiejszy dzień i jutrzejszy. Później będzie już lepiej. Będę regularnie trenował na siłowni, dwa do trzech razy w tygodniu. Pod koniec lutego chce już być mocarzem. Bez problemu robić tę całą serię i następnego dnia nie martwić się zakwasami. Na razie zacząłem spokojnie, bez ciężarów, bez zbytniego katowania mięśni. Obciążenia będę zwiększał stopniowo. Na początku siła rośnie bardzo szybko, więc mam nadzieję, że pod koniec lutego będę mógł już wrzucić kilka talerzy na gryf do przysiadu.
Taki trening staram się robić co rok w okresie zimowym. Jak już pisałem, moim zdaniem dzięki niemu jestem w stanie mocno trenować bez dużego ryzyka kontuzji. Wystarczą wam dwa treningi w tygodniu. Nawet 30 minut robi już dużą różnicę. Więc tyłki z kanapy i czas przestać być slabiakami. Zacznijcie teraz, na pewno nie pożałujecie. A dla zdecydowanych, w pierwszych dniach nowego roku tekst o tym, jak łączyć trening siłowy z treningiem biegowym. Niech MOC będzie z Wami!
PS – tekst zaadresowałem do ogółu biegaczy a nie do siebie. Nie bez powodu. Jak patrzyłem co obok robili inni biegacze, to i tak byłem dobry. Przynajmniej pilnowałem techniki ;)