Na wiosnę na pewno będę chciał zawalczyć o poprawienie wyniku w maratonie. To jest pierwszy ważny cel na 2018 rok. Długo zastanawiałem się, jak trenować, żeby wynik w okolicach 2:20 w maratonie stawał się coraz bardziej realny. Jak wypiszę to na blogu, istnieje większa szansa, że będę o tym pamiętał (a przynajmniej głupio będzie mi to zaniedbywać).
1) Czas poprawić się na 10 km. Nie mam zapasu szybkości. Powoli wydaje mi się, że tempem z maratonu mogę biec jeszcze kilkanaście kilometrów, ale nie jestem w stanie nawet przez chwilę przyspieszyć. Dlatego postanowiłem dużo uwagi zwrócić na poprawę wytrzymałości tempowej oraz szybkości. Oczywiście z dłuższymi weekendowymi biegami, ale jednak będzie więcej kilometrówek, więcej treningu powtórzeniowego typy 20×400. Ogólnie więcej szybkości. Tempo maratonu musi być dla mnie tempem komfortowym. W tej chwili tempa 3:20 – 3:25 min/km komfortowe dla mnie nie są.
2) Muszę więcej spać, a przynajmniej więcej leżeć. Koniec kropka. Tutaj nie ma co nawet rozwijać tego punktu. To jest podstawa regeneracji. Bez tego nie ma wartościowego treningu.
3) Czas nauczyć się jeść i pić na trasie. Muszę nauczyć organizm lepiej korzystać z energii przy tempie 3:20 min/km. Tak samo picie na trasie. Nie ma się czym chwalić, ale np. maraton w Reykjaviku przeleciałem praktycznie bez picia i o jednym żelu. W Warszawie też bardziej się oblewałem niż piłem. Muszę pić i jeść na treningu. Na tych długich i krótkich. Na szybkich i wolnych. Zwyczajnie muszę przystosować do tego organizm. Inaczej będzie to wieczny problem.
4) Muszę zejść z wagą. Może się wam wydawać, że na maratonie to składam się ze skóry i kości, ale wcale taki lekki nie jestem. Przy 174 cm wzrostu ważyłem podczas maratonu najmniej 65-66 kg. Myślę, że 64 kg już by mnie urządzały. Jakbym ważył 63 kg to skakałbym z radości. Ale z drugiej strony boję się, że nie miałbym siły skakać…
5) Muszę poprawić dietę. Wywalić śmieci, jeść regularnie, bazować głównie na węglowodanach. Muszę mieć siłę na trening, muszę się szybko regenerować. A już na pewno muszę unikać okresów, gdzie przez kilka dni objadam się, jakbym przez następny rok miał nie zobaczyć jedzenia. Czyli muszę wrócić do przyzwyczajeń sprzed startu w WfL w Mediolanie.
6) Po okresie kiedy zakończę trening pod 10 km przyjdzie czas, żeby obiegać się na tempie maratońskim. Dużo kilometrów w zakresie 3:20 – 3:25. I nie mówię tutaj o odcinkach kilometrowych, ale raczej biegach ciągłych.
7) Trening w styczniu chcę zacząć w pełni przygotowany siłowo na czekające mnie obciążenia. To oznacza od cholery pracy nad stabilizacją, siłą mięśni korpusu oraz nóg. Do tego silne pośladki i mam nadzieję, kontuzje nie będą się mnie trzymały. Nie lubię ćwiczyć po treningu, nie chce mi się, wolę się położyć. Ale wiem, że własnie te ćwiczenia chronią mnie przed kontuzjami.
8) Muszę trzymać się określonego schematu treningowego. Mówię tutaj o rozkładzie treningów w tygodniu. Lubię trenować spontanicznie, jednak muszę założyć odpowiednie dni regeneracji, żeby w pełni wykorzystać ciężkie akcenty. Lubię trenować w schemacie 2 dni ciężkie + 2 dni lekkie + 1 dzień mocny + 2 dni lekkie. Będę chciał tak poukładać tydzień, żeby takie trenowanie było możliwe.
9) Muszę więcej pić. To się może wydać śmieszne, ale ja strasznie mało piję jak na ilość kilometrów, która przebiegam w tygodniu. Zapominam, nie chce mi się, nie mam ochoty. Powody są różne, zawsze głupie. Pić trzeba, dużo i systematycznie.
10) To piszę sobie co rok. Jak tylko jest okazja to trenować w urozmaiconym terenie. Jak najwięcej w Lesie Bielańskim. Jak najwięcej u Kasi w Krasnopolu. A jakby się jeszcze trafił jakiś obóz treningowy to już w ogóle byłoby cudownie.
To tylko główne pomysły. Trzeba pamiętać, że biegaczem jest się 24 godziny na dobę a składowych sukcesu są setki. O nich wszystkich trzeba pamiętać, nad wszystkimi pracować. Pytanie jest, czy starczy siły i samozaparcie. Mam nadzieję, że tak. Teraz już pozostaje tylko wybrać odpowiedni, płaski i szybki maraton. A najchętniej taki, który również umożliwi mi walkę o dobre lokaty na mecie. Sezon oficjalnie uznaję za rozpoczęty!
PS: To dość starty post, zamiast skupić się na maratonie, poświęciłem się treningowi do Wingsa. Ale naprawdę czas powalczyć na moim ulubionym, któlewskim dystansie.
Fot: Łukasz Zdunek