Już niemal dwa miesiące minęły od mojego startu w Ultravasan 90 w Szwecji. Podsumowanie biegu już dawno za mną, jednak dziś chciałem Was przekonać, że warto tam pobiec. Co jest takiego wyjątkowego w tym biegu z Salen do Mora?
Zanim zacznę Was przekonywać, warto wspomnieć o historii biegu. Na początku był Vasaloppet, czyli Bieg Wazów. Najstarszy, największy i najdłuższy bieg narciarki na świecie. To tutaj w pierwszą niedzielę marca rywalizują najlepsi narciarze długodystansowi na świecie. To tutaj wygrywała nasza Justyna Kowalczyk. W imprezie startuje, we wszystkich konkurencjach, ponad 40 tys. biegaczy. A historia tego biegu sięga czasów przyszłego króla, Gustawa Wazy. W mieście Mora namawiał miejscową ludność do buntu. Ci odmówili mu posłuszeństwa a Gustaw pognał do Norwegii na nartach. Jednak w miejscowości Salen kilku narciarzy do dogoniło i poinformowało, że ludność w Mora zmieniła zdanie. Waza pognał w drugą stronę i tak oto 400 lat później powstał ten słynny bieg.
Od kilku lat, do imprezy narciarskiej, dołączyły jeszcze dwie. Cykelvasan, czyli wyścig MTB. Oraz Ultravasan, bieg ultra, trailowy, na dystansie 45 oraz 90 km. I właśnie o tym biegu będziemy dziś pisać. A więc dlaczego warto pobiec Ultravasan?
- To bieg z historią. Pomimo, że tak naprawdę impreza biegowa jest dość nowa, wszędzie czuć historię Vasaloppet. Mamy muzeum, pomniki bohaterów biegu. Każdy zna historię tej imprezy, a na miejscu jest to małe święto.
- Znakomita organizacja. Trasa, pomimo, że ma 90 km, jest świetnie oznakowana. Nie ma opcji, żeby się zgubić. A mówię to ja, kompletny amator nawigacji w terenie ;) Świetnie zorganizowane punkty kontrolne. Pełen wybór picia i jedzenia. Profesjonalna pomoc. Widać tutaj te niemal 100 lat historii w organizacji.
- Znakomita trasa na pierwsze przygody z ultra. Nie jest płaska, cały czas coś się dzieje, ale jest tzw. „Runnable”. Czyli nie mamy ciężkich podejść, bardzo stromych, niebezpiecznych zbiegów. Daje w kość, ale cały czas możemy biec. Do tego jest świetnie zabezpieczona i oznaczona. Co 5 km mamy punkty z piciem. Na trasie jest również 7 punktów kontrolnych na których możemy sobie zrobić prawdziwą ucztę. Szczególnie na tych końcowych :)
- Trasa ma 90 km długości, ale jest również 45 km. Jeżeli ktoś nie czuje się na siłach, czemu nie zacząć od 45 kilometrów? Omijamy pierwszą część trasy i najtrudniejszy techniczny odcinek.
- Trasa prowadzi szutrowymi ścieżkami, żwirowymi drogami, asfaltem, kamieniami, leśnymi ścieżkami, drewnianymi duktami, piaszczystymi odcinkami no i technicznymi odcinkami trailowymi, gdzie pod nogami mamy wszystko (kamienie, korzenie, gałęzie, krzaki itd.). Jak ja biegłem w strugach deszczu to kilka kilometrów przebiegłem również w sztucznym jeziorze ;) Jak widzicie, nie będziecie się nudzić i posmakujecie biegania w każdym terenie.
- Genialny start. Jeszcze ciemno, w koło pole i lasy. Głośna muzyka, dym, wchodzą osoby ze sztandarami, czuć historię. Ciarki przechodzą , końcowe odliczanie… Trzeba tam być.
- Na starcie można spotkać najlepszych ultrasów na świecie. Nagrody są naprawdę duże i tak w tym roku mieliśmy kilku medalistów mistrzostw świata na 100 km (Calcaterra, Budd (kontuzja) Raegan) , chyba 6 zwycięzców Wings for Life z 2017 roku, 4 zawodnika MŚ trailowych z 2017 roku, zawodników ze złotym medalem Comrades oraz Idę Nilsson która wygrywa wszystko w czym startuje. Ultravasan też wygrała i wszystkie lotne premie.
- Wyprawa do Szwecji jest naprawdę tania. Lot do Sztokholmu można z wyprzedzeniem kupić w śmiesznej cenie. Sama Szwecja oczywiście jest droga, jak również sam pakiet startowy. Warto to zaplanować w kilka osób, może wynająć jakiś domek, pokój? Myślę jednak, że można to zorganizować naprawdę niskim kosztem.
- Trasa jest naprawdę piękna. Szczególnie jak świeci słońce chwilami naprawdę można się zachwycić. Tak samo miasteczko Mora. Małe, ale bardzo urokliwe. Warto spędzić tam dzień, dwa, przejść się wzdłuż jeziora i zajść na lody. No właśnie, Szwedzkie lody z automatu, genialne!!!
- No i na koniec, możecie pobiec sztafetę. Zgadać się w kilka osób i wystartować w Vasastafetten albo Vasakvartetten. Co ciekawe, sztafet było naprawdę dużo i widać, że ludzie się świetnie bawili. Każdy mógł zasmakować trasy, jednocześnie nie musząc pokonywać 9o km. Na wypad do Szwecji ze znajomymi jak znalazł. Po takim biegu będziecie mogli jeszcze całą noc imprezować :)
To chyba tyle. Jak będziecie mieć jakieś pytania, piszcie śmiało. Ja do Szwecji na pewno jeszcze wrócę. Mam tam sprawy do załatwienia :) Raczej nie w 2018 roku, ale na 2019 powoli ostrze sobie zęby.
Fot: Ulf Palm